Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W warstwie tej obracało się koło, które na swych potężnych zębach unosiło trzeszczące i wybuchające ogniki, podając je dalej innym częściom gigantycznego mechanizmu.
Na ścianie wisiał plan maszyny, i chociaż Karlsen nie był inżynierem, jednakże szybko pojął, skąd czerpią tu tak wielką ilość elektryczności. Słupy szły w głąb ziemi. I tam, na głębokości wielu kilometrów, — tam, gdzie już zaczynała się sfera płynnej, gorącej materji, na końcach dwuch spojonych różnorodnych metali, pod działaniem 8.000° żaru, rodziły się niewyczerpane zapasy elektrycznej energji. Poruszając przepotężną dynamo-maszyną, elektryczność skupiała się w akumulatorach, znajdujących się w ogromnej sali, położonej w północnej części podziemia maszyn. Tutaj także znajdowały się szybko pracujące i cicho pogwizdujące, rozmaite drobniejsze maszyny, czyste i błyszczące, przyjemne dla oka.
Ramis, zaprzyjaźniony z Karlsenem, pozostał przy maszynach, a dziennikarz ruszył sam dalej, coraz nowe oglądając maszyny, które też wreszcie zupełnie mu się znudziły.
— Jak na wystawie, w oddziale maszyn — mruczał. — Wspaniale i groźnie, ale niezrozumiale!
To też ucieszył się bardzo, zobaczywszy nową budkę nowej windy.
Razem z kilkoma ramisami dostał się do następnego podziemia. Tu — w oddzielnych pieczarach — mieściły się najrozmaitsze warsztaty.
Karlsen zobaczył krzywonogie, zgarbione istoty — posiadające jeszcze mniejsze, niż ramisy, głowy, i złe,