— Co takiego?! — zawołał pan Chruścicki, blednąc i szabli dobywając. — Powiesić moich ludzi?!
— Powiesić twoich łotrzyków, chamie tchórzliwy! — odpowiedział pan Andrzej.
— Ja — cham? Jestem Chruścicki, szlachta stara! — ryknął zawadjaka i szablą błysnął.
Pan Andrzej odbił stał, aż boku końskiego dotknęła płazem, i jął mówić:
— Nie ty, chamie, i nie my sądzić będziemy i karać zato, iż ktoś inako myśli i modły zanosi, nie po katolicku. To sprawa Boża i Bóg ją rozsądzi i karę wymierzy sprawiedliwą. Tyś nie na lutrów napadał, ino na ich mienie dybał, chamska, kowalska duszo! Czy wiesz, jaka o lisowczykach gadka idzie, obraźna z racji twojej i do ciebie podobnych, jako to: Mszałski, syn chłopski niedobry, a łupieżca, Jędrzejowski, bracia Kowalkowscy z ich watahami, Paszkowski — woźnica, kuśnierz Popławski, Muchowiedzki, co panu swemu konia i kiesę z dukatami ukradł; rudy Olechowski, co kościoły polskie rabował! Czy wiesz? Nie wiesz, boś cham, nieczytny, świński pastuch, gbur i pień osmolony. Słuchaj, co z przedrwinkami o nas za wasze zasługi gadają:
Ten z konfederacji zbił się, będąc ciurą,
Szlachcic już — że dobrze kradł, ten drzwiami, ów — dziurą,
Niektórzy z komor biorąc, chociaż nie chowali,
Drudzy formany zdarłszy wnet się zdobywali.
Lisowskim ze zdobyczy rozbojem przypadło.
Szlachcic! bo się zdobył w grosz, że się dobrze kradło!
Wyrecytowawszy to, pan Andrzej w pysk Chruścickiego naodlew plasnął, z drugiej strony poprawił tak sprawnie, że butny „pułkownik“ z siodła niby