Strona:F. A. Ossendowski - Zagończyk.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nowa zjawa nieuniknionej pożogi krwawej zamgliła niedawne wypadki, wstrząsające Rzecząpospolitą.
Umilkły echa wojny, zakończonej nad Dywiliną. Ludzie zapominać zaczynali o zgiełkliwych bitwach pod murami Kremlinu i Troickiego Klasztoru, o sławnych zagonach hetmana lekkiej jazdy, pułkownika Aleksandra Lisowskiego i kombatanta jego, pana Jana Sapiehy, o dzielnej obronie Moskwy, przez pana Gąsiewskiego załogą polską obsadzonej, i o szalonych wyprawach lisowczyków, których „straceńcami“ lub „polskimi kozakami“ pospolicie nazywano.
Pan Aleksander Lisowski już nie żył, pod Starodubem, gdzie rozpoczął sławne dzieje wojackie, życie zakończywszy. Lisowczycy pod wodzą nowoobranego hetmana, imć pana Walentego Rogawskiego, herbu Rola, z ziemi Łęczyckiej, powrócili na Podole i Ukrainę, skąd nowa turecka groziła nawała.
Zjechali się do rodzinnych gniazd nad Wartą, Bzurą i Dżwiną Lisowie i Haraburdowie. Przed laty na apel ś. p. pułkownika Lisowskiego wyruszyli oni na wojnę moskiewską w sześćset koni, pod przewodem pana Jaksy Lisa i innego jeszcze Lisa — Onufrego z Tuma.
Mało ich powróciło, bo siła Lisów bitnych i zuchwałych poległo lub przepadło bez wieści, jak Olko i Marcin z Inflant, oraz przez cały ród poważany, pan Jaksa Lis z ziemi Łęczyckiej, wojak sławny, u hetmanów na oku będący.
Wszyscy pozostali po dworach, czekając na sposobność nowej wojny i za godnemi swej sławy i doświadczenia bojowego znakami się oglądając. Nie chcieli jakoś do czerwonej, czarnej i zielonej chorągwi lisow-