Strona:F. A. Ossendowski - Złoto czerwonych skał.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
22

Przetransportowawszy starego na szczyt pagórka, mruknął do siebie:
— Nie jestem już teraz samotny, jak Daniel wśród lwów, mam przy sobie wierną duszę, oddaną mi, zdaje się, szczerze! Nielada to nabytek w mojej sytuacji!
Od tej chwili był już spokojny o swój zamek, bo wzmocnił go załogą, złożoną z Burka i Włóczykija.

∗     ∗

Łoski zarządził roboty wstępne, a mianowicie zdjęcie na dużej przestrzeni torfu, pokrywającego złotonośne piaski; gdy skończono z tem, przystąpił do budowy maszyny, przemywającej złoto.
Kruk i Kamień zbijali z jednostronnie ociosanych desek długie koryto, umieszczając na jego dnie poprzeczne przegrody, na których miało się zatrzymywać złoto, znoszone przez szybki prąd.
Należało teraz skierować tu wodę.
Łoski wynalazł w górach dość znaczny potok. Zbudowawszy z pomocą Szydła i Wilka tamę, zmusił wodę, by spadała z wielkiej wysokości do naturalnej kotliny w skałach, skąd musiała płynąć przez koryto, umieszczone niżej.
Podczas pracy w lodowatej wodzie rozchorował się nagle Wilk. Spuchły mu kolana, a ból dolegał mu nieznośnie. Biedak jęczał i nie mógł chodzić. Łoski wiedział, że jest to reumatyzm.
W swoich tobołach miał on salicyl, przysłany mu niegdyś z domu i niezużyty, bo młodzieniec nie chorował nigdy. Środek ten podziałał piorunująco na Wilka, nie nawykłego do lekarstw. Był nawet zdumiony i wystraszony takim skutkiem, więc z zabobonną czcią patrzył na lekarza, którego gotów był uznać za czarownika.
Gdy ból ustał i puchlizna opadła, uradowany i wdzięczny Wilk podszedł do Łoskiego i oświadczył twardym i uroczystym głosem:

— Buntowniku! Jeżeli będziecie potrzebowali mo-