Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Duży jest coprawda, ten szczupak, — mruknął Olek — ale nie mógłby on porwać łyski... Zresztą zauważyłem całkiem inną paszczę — okrągłą, szeroką, gdy tymczasem łeb szczupaka przypomina głowy młodych krokodylów, które widziałem w ogrodzie zoologicznym.
— Poszukaj dobrze, a może w jego brzuchu znajdziesz pióra i dziób łyski! — zażartował Jurek, wiosłując ku cypelkowi, skąd rozpoczęli połów.
Złożywszy w wykopanym dole piękną zdobycz, wypłynęli znów na jezioro.
Olek obejrzał uważnie całą linkę i haki kotewek, poprawił na nich zdradliwe czerwone włóczki i znowu opuścił sztuczną rybkę na głębinę.
Jurek wiosłował, starając się nie pluskać i nie czynić hałasu. Pływali tam i zpowrotem, przecinając jezioro od leszczynowego cypelka do niskiego brzegu, gdzie stały nieruchome trzciny, oplecione powojami i dzikim groszkiem.
— Powracajcie do do-o-mu! — dobiegł ich głos Stacha. — O-biad na stole... Do-o do-o-omu!
Jurek obejrzał się na kolegę.
— Powracamy, co? — spytał.
— Powracajmy, — odpowiedział Olek. — Nie możemy zmuszać innych, aby czekali na nas. Zresztą — wprowadza to niemożliwy nieład w planie całego dnia... Bo, prawdę mówiąc...
Chłopak urwał nagle i wydał przeraźliwy krzyk.
Owinięta dokoła ręki linka, wyprężywszy się, przecięła mu skórę. Krew spływała czerwonemi strugami po mokrej dłoni. Olek, sycząc z bólu, nie wypuścił jednak rolki, lecz szybkim ruchem oswobodziwszy rękę, zaczął wykręcać nowe zwoje linki, z lekkim warkotem biegnącej do wody. Kajak kołysał się z boku na bok, grożąc przewróceniem się dogóry dnem.
— Na prawo, na prawo! — skomenderował Olek