Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Siedząc w wodzie, przyglądaliśmy się temu zjawisku. Naraz Hak skoczył na równe nogi i wrzasnął:
— Uciekajcie czemprędzej!
Mimowoli poszedłem za jego przykładem i odbiegłem na bok.
Wtedy ujrzałem ogromnego pająka — tarantulę, który kroczył na długich, kosmatych nogach po wodzie, wcale się w niej nie pogrążając. Szedł jednak ostrożnie, gdyż woda się pod nim uginała, więc był trochę przerażony i niezadowolony. Sunął groźnie, wystawiając macki i wznosząc głowę do góry, gotów do napadu i obrony zapomocą swoich strasznych kłów trujących.
Przeszedł niedaleko ode mnie bardzo wojowniczo, jeszcze wyżej wzniósłszy głowę, jak gdyby uprzedzając:
— Nie radzę mieszać się do cudzych spraw!
Z szacunkiem odprowadziliśmy wzrokiem tego olbrzyma, który powoli oddalał się w stronę przeciwległego brzegu.
Wyszedłszy wreszcie z wody, odrazu krzyknęliśmy, gdyż poczuliśmy ostry ból całej skóry. Zdawało nam się, że tysiące igieł wpija się w nasze ciało. To woda jeziora słonego tak wyżarła nam skórę. Po paru minutach ciała nasze, od szyi aż do stóp pokryły się cienką warstwą skrystalizowanej soli, która odpadała z nas kawałkami przy zginaniu stawów i gwałtownych ruchach.
— To zupełnie tak wygląda — śmiał się Hak — jakby w nas ktoś wszystkie szyby powybijał!
Znowu miał słuszność dowcipny Hak.
Ostatecznie wszystkie „szyby“ z nas wyleciały, ale zato została zjedzona przez sól skóra, podrażnio-