Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i coraz bardziej wypełniając cały basen znikającego w ten sposób jeziora.
Grzęznąc w czarnem, cuchnącem błocie na brzegu, zbliżyliśmy się z Hakiem do jeziora, aby wziąć próbki wody do badań chemicznych i zrobić pomiary temperatury. Gdyśmy podeszli do samego jeziora, zdziwiliśmy się, spostrzegłszy, że jest ono otoczone szeroką na jedną stopę ramą o gorącej, koralowo-szkarłatnej barwie. Nie rozumiejąc, co to ma znaczyć, schyliłem się nad tą czerwoną obwódką i stwierdziłem, że składała się ona z warstwy jakichś czerwonych istotek, już nieżyjących, od gnicia których w powietrzu unosił się niemiły, mdły zapach.
Zebrałem sporo trupów tych żyjątek do flaszki i zacząłem wlewać do zbiornika wodę z jeziora. Naraz spostrzegłem, że w zbiorniku szklanym pływają jakieś koralowe, malutkie raczki, nie większe nad pięć milimetrów, bardzo szybkie w ruchach i bardzo delikatne, gdyż po paru minutach już ginęły.
Późniejsze badania biologiczne dowiodły, że był to ostatni rodzaj żyjących w Szunecie istot — raczek „Artemia salina“. Poza nim żyły tam jeszcze tylko bakterje Beggiatoa, zabijające resztki życia w jeziorze i same ślepo dążące do zguby.
Posłałem Haka, aby spróbował, czy jezioro jest głębokie. Hak rozebrał się i wszedł do wody. Po chwili, gdy był dość daleko od brzegu, zawołał:
— Idzie się, jak po szkle!
To mię zaciekawiło i, rozebrawszy się, poszedłem za nim. Rzeczywiście, dno Szunetu było twarde i gładkie, jak polerowany kryształ lub marmur, złożone z warstwy soli, od wieków opadającej z powierzchni jeziora; pod wpływem promieni słońca i wiatrów, po-