Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kie strony. Później, stanąwszy wszystkiemi nogami, zaczął wierzgać tylnemi tak wysoko, jakby chciał przerzucić się przez głowę. Był to jakiś dziwny wir rzutów, ruchów i skoków. Lecz na siodle siedziała niewzruszenie skulona postać Tatara, który stanowił część miotającego się konia.
Straciwszy nadzieję zrzucenia z siebie jeźdźca, ogier pomknął jak strzała w step, przesadzając kamienie i rowy. Spostrzegłem, że Machmet puścił wolno cugle i, zlekka poruszając niemi w powietrzu, łechtał miękkiemi butami boki konia i od czasu do czasu smagał go nahajem. Widziałem wtedy, jak się prężyło muskularne ciało wolnego zwierzęcia i jak wyciągał się, prawie płaszczył po ziemi, wyrzucając co chwila w powietrze swe zgrabne i silne ciało. W takich chwilach Machmet wyglądał na legendarnego jeźdźca, mknącego w powietrzu, gdyż nie mogłem uchwycić momentu, gdy koń dotykał kopytami ziemi.
Puszczony wolno ogier zataczał jednak olbrzymie koła i zbliżał się znowu do jurt. Widziałem, jak piana wielkiemi płatami, spadała z jego boków i szyi, i jak coraz bardziej i bardziej krwią zabarwiał się pieniący pysk.
Ogier zatoczył jeszcze dwa koła, a wtedy nie mogłem nie wydać okrzyku zdumienia. Siedzący na tym wściekłym „Bucyfale“ Tatar, najspokojniej w świecie przechylił się na jeden bok, puścił cugle i, wydobywszy fajkę, zaczął starannie ją nabijać i zapalać. Gdy skończył, poprawił się na siodle i podjechał do namiotu. Ogier słuchał każdego ruchu jego rąk i nóg, drżał na całem ciele, lecz był już ujarzmiony.
— To dopiero prawdziwa sztuka! — zawołałem, z zachwytem przeglądając się Machmetowi, który spo-