Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwili mieliśmy zawsze ich na swe usługi. Gdyśmy przybyli na południowy brzeg jeziora Kałunda i powili jurtę[1], zjawiło się kilku konnych Kirgizów, którzy pomagali nam w pracy, pływali z nami po jeziorze, przypędzali do nas co najtłustsze barany, doglądali koni, byli naszymi przewodnikami.
Jeden z nich, młody, przystojny, o śmiałych oczach drapieżnego ptaka, Suliman Awdżarow, był towarzyszem mych wycieczek dokoła jeziora Kułunda i Kuczuk.
Razem z nim zbadałem głębokość bardzo płytkich jezior, chemiczny skład wody i grubej warstwy błota na dnie; ustaliłem fakt, że Kułunda i Kuczuk rozdzieliły się niedawno, stanowiąc przedtem jeden basen.
Podczas zwiedzania jezior bardzo dużo polowałem. Nie było to polowanie zbyt pociągające, gdyż na zarośniętych sitowiem jeziorach znajdowałem wyłącznie kaczki i przeróżne gatunki kuligów; było ich takie mnóstwo, że nigdy nie zdarzyło mi się, aby zabić jednym wystrzałem jednego ptaka. Celowało się do jednego, a zabijało się kilka. Spotykałem też na jeziorach stepu Kułundzińskiego pelikany i bąki (Botavius stellaris).<b Wyjeżdżając w step, niedaleko od jezior zawsze widywałem ptaki drapieżne, a pośród nich olbrzymiego sępa „berkuta“, (Gyps fulvus). Jest to ptak o brunatnem opierzeniu, z gołą szyją i z kołnierzem o szarych, miękkich piórach.
Kilka razy strzelałem do berkutów, lecz bez powodzenia, gdyż są bardzo ostrożne i podejść je jest rzeczą niemożliwą, szczególniej na otwartym stepie.

Profesor poradził mi, abym położył na nie trutki. Wziąłem więc kilka zabitych kaczek i, zatruwszy je

  1. Namiot z wojłoków.