Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Obecność statku wojennego była dla nas zupełnie niepożądana, więc postanowiliśmy przeczekać na morzu, aż się on oddali. Dziesięć dni spędziliśmy na falach, coprawda z pomyślnym dla nas skutkiem, gdyż, spotkawszy duże stado wielorybów, urządziliśmy za niem pościg. Zabiliśmy dwa potwory morskie i, przyholowawszy je do skalistych raf wpobliżu wysp, zdjęliśmy tłuszcz i fiszbin i wkrótce, po skończeniu tej roboty, spostrzegliśmy na horyzoncie znikający dym, pozostawiony przez statek, który dążył na południe.
— Płynąc wpobliżu brzegów, dotarliśmy wreszcie do południowej zatoki wyspy Berynga. Lecz tam nic nie znaleźliśmy, oprócz całych stad śledzi, które właśnie weszły były do zatoki. Zrobiliśmy tedy zapasy śledzi i popłynęli dalej, trzymając się brzegu. Wreszcie na niskim brzegu pewnej małej zatoki zobaczyliśmy obraz, którego nigdy nie zapomnę! Nie było tam ani piędzi ziemi wolnej. Tysiące ciemno-brunatnych ciał fok wylegiwało się na słońcu. Jedne spały, leżąc nieruchomo, jak nabite, podłużne worki, inne znowu igrały z sobą, ciężko, niezgrabnie skacząc i przewalając się naprzód całem ciałem. Na wysokiem piaszczystem wzgórzu umieściły się stare foki, leżące kołem. Gdy zarzuciwszy kotwicę, w lekkich czółnach zbliżaliśmy się do brzegu, kilka leżących oddzielnie fok odwróciło w naszą stronę głowy, po chwili zaś zaczęły niezgrabnie posuwać się w stronę reszty stada.
— Wychodząc na brzeg, uzbroiliśmy się w ciężkie kije i wiosła i wpadliśmy na stado. Zaczęła się najokropniejsza rzeź bezbronnych istot. Rycząc przeciągle i żałośnie, padały foki jedna po drugiej pod naszemi ciosami. Zrzadka tylko stare samce, podnosząc się na