Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czuprynie. W jego gorących, siwych oczach błyszczała wesołość i żądza życia.
Z powagą mię powitał i, zapraszając do stołu, rzekł z niemiłym przekąsem:
— Dziękuję panu za leczenie tego cherlaka! Słabi teraz ludzie po ziemi chodzą! Za moich czasów na takie rany nie zwracaliśmy uwagi. Miałem dwie takie dziury w piersiach podczas wojny tureckiej i kulę w nodze, a widzi pan, że jestem jeszcze zupełnie w porządku?
Zaśmiał się głośno i dodał:
— Młody jestem, młodszy od mego synalka, więc rok temu ożeniłem się powtórnie. Pewnie syn już panu chwalił się swym ojcem?
— Winszuję panu, — odparłem — lecz nie słyszałem o tem od niego. Myślę jednak, że pan nie miał takich dziur, jaką kula chińska przewierciła w piersi młodzieńca. Rana jest bardzo poważna, powinien leczyć się bardzo długo i zwracać uwagę na stan swego zdrowia.
Podczas herbaty zauważyłem kilkakrotnie, że stary podejrzliwie i złośliwie spoglądał na milczącą żonę i na smętną, mizerną twarz syna. Te złośliwe migotania w wesołych, energicznych oczach starego kozaka przeraziły mię. Wyczułem i pojąłem, że wystarczy poważniejszy jakiś powód, by w sercu tego siwego olbrzyma obudził się drapieżny, dziki zwierz. Stwierdziłem również, że życiowo i fizycznie był on silniejszy od śmiertelnie pokrzywdzonego przez siebie syna.
Niebardzo mile minął mi czas w domu tej rodziny. Czułem, że ze wszystkich kątów tego dostatniego domu wyziera nieszczęście, dyszące zgrozą, wi-