Strona:F. A. Ossendowski - W krainie niedźwiedzi.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nic w nich nie znalazł oprócz herbaty. Rozpalił ognisko i zawiesił nad płomieniem kociołek ze śniegiem.
Patrząc w ogień, rozmyślał nad tem, czy będzie mógł poruszać skaleczoną przez niedźwiedzia nogą. Te smutne i trwożne myśli przerwał mu Wou.
Wyszedł właśnie z krzaków i w wysoko zadartym pysku niósł zająca.
Niekarmiony przez gospodarza postanowił zapolować samodzielnie.
Muto gwizdnął. Szpic podbiegł i patrzał na pana.
— Podzielmy się, piesku! — rzekł chłopak. — Oddawna karmię ciebie, nakarm teraz ty mnie... Starczy dla nas obojga, bo biedna Nao zginęła... i już nic nie potrzebuje....
Westchnął ciężko, a Wou, jakgdyby zrozumiawszy mowę ludzką, położył zająca na ziemi.