Strona:F. A. Ossendowski - W krainie niedźwiedzi.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myśląc już o sobie, skoczyła niedźwiedziowi do gardła i zawisła na nim, wbiwszy mu kły w skórę.
Olbrzym wydał jękliwy ryk i łapą przycisnął psa do piersi, łamiąc mu grzbiet i szarpiąc jego ciało. Zmiażdżona i na dwoje rozdarta Nao nie rozwarła jednak kurczowo zaciśniętych szczęk i, jak pijawka, wisiała na szyi wroga. Niedźwiedź, szarpiąc ją, ruszył ku chłopakowi.
Muto jednak zdążył już ustawić się mocno na nogach i dokładnie wziąć zwierza na cel.
Widział przed sobą jego małe, krwią nabiegłe oczki i wklęśnięcie nad rozwartą paszczą.
Tam właśnie postanowił umieścić dużą kulę karabinową.
Mrużąc lewe oko, mierzył spokojnie i starannie.
Wreszcie nacisnął cyngiel, a był tak pewny strzału, że nawet nie poruszył się z miejsca.
Niedźwiedź, ugodzony śmiertelnie, ostatnim wysiłkiem potwornych mięśni, skoczył przed siebie i padł tuż przed chłopakiem. Zdążył jednak dosięgnąć go słabnącą łapą, a tego prawie niedostrzegalnego ruchu starczyło, aby zerwać stojącemu przed nim wrogowi nogawicę futrzanych spodni, a z nią razem płat skóry i mięśni.
Krzyknąwszy przeraźliwie i jęcząc z bólu, Muto zacisnął szarpaną ranę, z której obficie płynęła krew.
Kulejąc, doszedł do wystającego pnia i usiadł na nim.
Obejrzał zadaną mu ranę, obmył ją śniegiem i, naciągnąwszy zdartą skórę, jął przewiązywać ją, odrywając od koszuli długie paski płótna.