Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Na świętego Wincentego! Prawdziwe bilety na „corridas“! Najprawdziwsze! Najlepsze dla znawców i amatorów tego widowiska! Cztery bilety w pierwszym rzędzie balkonu na zacienionej stronie! Nigdy tak arystokratycznie nie siedziałem! Najwyżej na... na galerji... w ostatnich ławkach.
— Ja byłem na balkonie, ale... na słonecznej połowie — roześmiał się Joze de Vega. — Poszedłem tam, aby się odchudzić!
— Ale jakiż z tego Kastellara byczy chłop! — zauważył Gines. — Pomyślcie tylko! Zdążył już nabyć bilety, aby bez kłopotu i mitręgi wyruszyć do cyrku i z minami grandów zasiąść w amfiteatrze! Dziękujemy!
— Chodźmy już! — przerwał zachwyty kolegów Enriko, spojrzawszy na zegarek.
Wyszli i zmieszali się w tłumie, który ze wszystkich stron napływał, kierując się na Plaza de Toros. Przeszli koło pompatycznego pomnika, marszałka Espartero, „księcia zwycięstwa“, i szli dalej nieskończenie długą Calle Alcala, aż ujrzeli przed sobą ciemno-czerwony gmach w stylu maurytańskim.
Był to cyrk. Przez naoścież otwarte bramy wlewały się i znikały we wnętrzu nieskończone potoki ludzkie. Studenci znaleźli się wkrótce w szerokich, zatłoczonych korytarzach, pełnych zgiełku i okrzyków sprzedawców programów, słodyczy, chłodzących napojów, poduszek, wachlarzy. Niebawem wskazano im miejsca, tuż nad trzecią lożą, gdzie wyznaczyła Enrikowi spotkanie blondynka z kawiarni Retiro.
Świeciła pustkami, chociaż wszystkie inne „palcos“ były nabite publicznością ponad komplet nawet.
W całym cyrku nie pozostało ani jednego wolnego miejsca. Piętnaście tysięcy widzów zapełniło go doszczętnie. Najbardziej namiętni amatorowie trady-