Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mógł on zaimponować generałowi gwardji królewskiej, mieszkającemu w jednym z gmachów rządowych na Plaza de Armas w sąsiedztwie pałacu?
Enriko modlił się do Boga, aby skierował go na miejsce jakiejkolwiek katastrofy. Potrafiłby się okazać bohaterem; z narażeniem życia ratowałby kobiety i dzieci! Wszystkie dzienniki w całej Hiszpanji pisałyby o dzielności i ofiarności studenta Enriko Kastellara.
Postanowienie przyszło zupełnie niespodziewanie i szybko oblokło się w kształty czynu.
W dwa miesiące po przybyciu do Madrytu, Enriko przypomniał sobie o marzeniu swojem, aby zwiedzić grobowiec Cervantesa. Odnalazł go i modlił się za duszę swego jedynego przyjaciela. Gadatliwy dozorca powiedział mu, że w stolicy wzniesiono wielkiemu pisarzowi niezmiernie piękny pomnik.
Enriko poszedł na Plaza des Cortes, gdzie na małym skwerze ujrzał cudną rzeźbę dłóta Antonio Sola. Zdumiał się. W wyobraźni widział twórcę Don Kiszota takim, jakim przedstawił go natchniony artysta.
Patrząc na drogą twarz i szlachetną postawę Cervantesa, wyczuł nagle, że ogarnia go smutek, a łzy cisną mu się do oczu.
— Boże! — myślał Enriko. — Gdybym tak mógł stać tu przed tobą, najdroższy mój Alonso el Bueno, razem z Lizą!...
Tęsknota za ukochaną dziewczyną wgryzła mu się w pierś, ostry niepokój targnął mu serce.
— Nie wiem, co się z nią dzieje!... Czy jest zdrowa? Czy pamięta o mnie? Czy... kocha? — szeptał, wpatrując się w przenikliwe, jakgdyby żywe oczy statui.
Jakieś troski, pytania, myśli chyże, jak błyskawice, urywki, odłamki wrażeń i zamierzeń mknęły i warowały