Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niby gwiazda spadająca, niby tajemnicza, nieznana kometa, sypiąc wokół iskry i rozżarzone odłamki, — płonące widmo z hukiem, wyciem i sykiem zakreślało łuk ognisty, malało i topniało w szarych, ciężkich tumanach...

Widzieli tę zjawę, ponuro wspaniałą, czarni żołnierze. Zapatrzeni, stali w milczeniu przy burcie statku „Infant“, wiozącego ich ku „polom chwały“, gdzie bez zapału i zrozumienia celu zmuszeni będą oddać krew i życie w obronie białych ludzi....