Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jeden z żołnierzy wystąpił naprzód i krzyknął:
— Twoja matka Belira plunie ci w oczy, zdrajco i kacie! Przepowiadam ci to, Enriko Kastellar, jakiem Joze Faruba.
— Joze Faruba, bohater „Wolności królewskiej“ — powieści, która ma początek, lecz nigdy nie doczeka się końca! Zdrajca... Zbiegł z „drogi bogów“! Ineza de Mena... Joze Faruba... Ineza... Joze...
Te dwa imiona wirowały mu w mózgu, jak błyskawice, śmigające łamaną linją ogromnego zygzaka.
— Słuchajcie! — zawołał rozkazującym głosem. — Joze Faruba ma stawić się do mnie jutro na lotnisku!
Murzyn splunął z pogardą i rzekł:
— Chodź tu i zabij mnie, kacie!... Ja tam jutro nie pójdę.
Kapitan Enriko Kastellar szybko się oddalił.
Dzień sprzeczności przedziwnych zakończył się akordem niezwykłym.
Gdyby ktoś słyszał rozmowę, która się toczyła nazajutrz w pewnem mieszkaniu oficerskiem na lotnisku madryckiem, zdumiałby się niewymownie.
Szeregowiec 8-go pułku piechoty, Joze Faruba, stał przed kapitanem-mulatem. Murzyn wpatrywał się w twarz Enriko Kastellara, nie spuszczając z niego szeroko rozwartych oczu i od czasu do czasu ukazując ostre, białe kły.
Przyglądali się sobie bacznie, jakgdyby chcąc zapamiętać na zawsze każdy rys twarzy.
Milczenie stawało się przykrem i przytłaczającem. Przerwał je murzyn.
— Pan kapitan najlepiej zrobi, jeżeli każe mnie zatrzymać i odstawić przy raporcie do komendanta — zamruczał. — Mam nadzieję, że od tej chwili za jakie parę dni karabinierzy królewscy ukontentują mnie na