Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wagin! On wie wszystko o sobie, nie pomniejsza i nie przecenia swoich sił, rozumie do czego ma dążyć i nieświadomie z drogi swojej nie schodzi. Wprowadzając spotkanych ludzi do równowagi, tem samem bez udziału własnej woli zmusza ich do współdziałania z nim, do tej niepojętej „życzliwości“, o której mówił kolega, a która istotnie towarzyszy, jak widzimy, naszemu przyjacielowi, chociaż życie jego nie było i nie jest łatwe ani słoneczne...
— Teraz dni mego życia są pełne słońca, ale zato nie mam już tej równowagi, o której mówicie, doktorze! — uśmiechnął się Wagin.
— Wagin narzuca swoją wolę... narzuca jednak innemi sposobami, niż te, które są nam znane z praktyki lekarskiej. Hipnotyczny wpływ polega zwykle na pogwałceniu obcej woli i usypianiu niektórych zmysłów. Wagin zapewne podświadomie postępuje inaczej — on wyzwala wolę i zmysły, przytłoczone chaotycznemi wrażeniami i zbyt szybko następującemi po sobie i nieskoordynowanemi przez to odruchami emocjonalnemi. Dziwne zaprawdę zmysły posiada istota ludzka — ta nieszczęśliwa, zagnana, znużona śmiertelnie i ciągle przerażona istota! Ośrodki ich znajdują się, jak i innych znanych nam zmysłów, w mózgu, chociaż anatom, fizjolog i neurolog nie odnaleźli ich jeszcze, bo nie mają czasu zwracać uwagi na takie „drobiazgi“, jak zmysł dobroci, sprawiedliwości, współczucia, jak zmysł intuicji, jasnowidztwa, reagowania na każde drgnienie duszy bliźniego, jak wreszcie najsubtelniejszy zmysł wyczucia ducha świata i nakazów kosmicznej woli. Oto dlaczego Wagin, który przeszedł piekło