Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiatr. Cicho szemrała rzeka, liżąc burty, ni to łasząc się do nich, ni to szepcąc coś tajemnie. Wagin wyszedł na pokład. Brzeg tonął w mroku i żadne światełko nie rozpraszało ciemności. Na niebie przecierały się chmury, co niby nici ciągnęły się przez całą jego kopułę — od zenitu aż do krańców horyzontu. Wyjrzał księżyc. Srebrną łuską okryła się nagłe i roziskrzyła Jangtse. Wagin, tuląc się w ciepły płaszcz, chodził po pokładzie, pogrążony w niewesołych i trwożnych myślach. Przeczucie, podobne do znanej mu z lat ubiegłych stałej czujności, zmuszało go bacznie oglądać brzeg i lśniący przed nim łuk rzeki. Nie mógłby zapewne określić, jak długo pozostawał na pokładzie, gdzie na dziobie siedział skulony majtek i spał spokojnie. Nagle Wagin spostrzegł coś woddali. Uniósł głowę i wytężył wzrok. Na zachodzie, gdzie Jangtse robiła ostry zakręt, spora łódka przecinała srebrne, połyskliwe pasmo rzeki. Siedziało w niej kilku ludzi. Niby czarny cień przemknęła oświetloną księżycem drogę i utonęła w mroku, zaczajonym pod wysokim brzegiem. Do uszu Wagina długo jeszcze dobiegał chrobot wioseł i cichy plusk wody, aż zaległa dawna cisza.
— Zapewne nieznani ludzie wciągnęli łódkę na łachę! — domyślił się Wagin. posłyszawszy po chwili trwożny i jękliwy krzyk kulika, wypłoszonego z pomiędzy kamieni. Przerażony ptak długo miotał się w powietrzu, niewidzialny na tle nieba, przepojonego zwodniczem, bladem światłem. Odleciał gdzieś wreszcie a jęk jego urwał się nagle. Znowu napływała cisza — ciężka i nieruchoma. Tylko woda zrzadka pluskała głośniej koło burty i syczała —