Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i natchnioną. Zapamiętał to dokładnie, a teraz, nie zdając sobie sprawy, uśmiechnął się do niej radośnie i rzewnie, pomyślawszy, że czułby się szczęśliwym, gdyby ta zawsze smutna i zapewne niczego już od życia nie oczekująca dziewczyna na długo zachowała pogodny, promienny nastrój. Przypomniał sobie natychmiast Miczurina, ale w tym momencie wyobrazić go sobie nie mógł. Spojrzał na zegarek i zaśmiał się cicho.
— Za kwadrans szósta! — mruknął. — Ruchliwe chłopisko odbiera teraz zwrotne egzemplarze dziennika, podpisuje kwity i kontroluje skład... Może komuś tam daje porządnego szturchańca, ale łagodnie, łagodnie, bo wszakże serce jego jest pełne miłości... dla Ludmiły.
Koło ust Wagina poruszyły się zmarszczki. Siłą woli otrząsnął się z tych zjaw i myśli. Jakgdyby malarz szmatką strzepnął rysunek pastelowy. Niby zniknął, a jednak można było rozróżnić jeszcze kontury. Tak też przed wzrokiem Sergjusza nie było już prawie przerażająco wyraźnych postaci, a jednak przez ledwie uchwytną mgiełkę patrzyły na niego dziwnie promienne i uduchowione oczy Ludmiły. Zamyślony i podniecony przeszedł do messy, skąd dobiegał już brzęk talerzy. Czuł głód, więc z przyjemnością zasiadł do kolacji. Rozmowa toczyła się dokoła sytuacji, w której znalazła się wyprawa. Bojcow niczem nie mógł pocieszyć Wagina, a nawet przeciwnie — zasmucił go. Opowiedział właśnie Sergjuszowi o niewojowniczości Chińczyków i o ich panicznym strachu przed natychmiastową decyzją i szybkiem działaniem.