Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

milczeć!“ Wreszcie postanowiliśmy zrobić wypad do Szanchaju... Juro Karszwili długo nie chciał się zgodzić, bo mu się podobało w Tientsinie... Mamy tam dansing. Nazywa się „Passava“... Nad ranem zapuszczają tam fjoletowe, grube draperje i wtedy w gęstym półzmroku tańczy sześć par... mulatek — (imaginez vous, madame, toutes nues!) — i chłopaków w białych frakach. C’est frissonnant, je vous assure... Tęsknię bardzo za swoim grubasem Maciejkiem... Nazywam zawsze męża — Maciejek-Dyrektor!... Właśnie w „Passavie“ Juro Karszwili założył swój obóz! Ani słowa, wschodni człowiecze! Dlatego nie chciał jechać do Szanchaju, ale ja i Gogio zmusiliśmy go wreszcie...
Pani Ostapowa przysłuchiwała się szczebiotowi Katiuszy z wylewnym uśmiechem, ale jednocześnie wpatrywała się w piękne brylantowe pierścienie na drobnych paluszkach nowej znajomej, dużą brylantową ze szmaragdami broszkę ażurowej roboty (zapewne — od Faberge? — kombinowała), butony w różowych uszkach, obfitość bransolet, co nie podobało się generałowej, bo spostrzegła wśród nich tanie i tandetne, choć dwie, czy trzy — drogie (czy aby to tylko prawdziwe kamienie? — mignęła jej podejrzliwa myśl), solidnej roboty dobrego jubilera. Zato toalecie pani Simiczowej — prostej i eleganckiej — nic zarzucić nie mogła. Kuta na cztery nogi właścicielka „Wołgi“ spostrzegła porozumiewawcze, bystre, jak błysk noża, spojrzenia roześmianych Gogia i Jura i drapieżne ogniki w ich rozmarzonych, ciemnych, jak agaty, oczach. Słowa Katiuszy pani Ostapowa przesiewała przez sito doświadczenia i krytycyzmu. Nie bardzo się przejęła tem, że „grubas