Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w zmaganiu się ze śmiercią. Przerażały ją te straszne, nielitościwe wypadki, budzące w niej myśl o córce. Strach ten mijał jednak szybko i zastępował go smutek, pani Somowa bowiem wiedziała, że Ludmiła, nawet wobec groźby śmierci, nie szukałaby nigdy ratunku w zamkniętych na dzień pałacykach na Creek‘u, raczej... ach! Matka przyciskała ręce do bijącego trwożnie serca i starała się nie myśleć już o tem.
Na szczęście przecisnął się ku niej senator Ableuchow i, usiadłszy obok, zaczął wypytywać ją, jak dała sobie radę z kwarantanną w tubylczem mieście. Dowiedziawszy się o pomocy, udzielonej jej przez Wagina, ucieszył się szczerze.
— Mówiłem pani przecież, że Wagin jest bardzo porządnym młodzieńcem... — powiedział i jął opowiadać o swojej sklerozie i o wspólnych znajomych, od których otrzymał wiadomości z Londynu i Rzymu. Radosnym szeptem w wielkiej tajemnicy powiadomił starą przyjaciółkę, że zapewne wkrótce już wyjedzie do Nowego Yorku.
— Mój syn obiecuje, że jak tylko zaoszczędzi potrzebną sumę, przyśle mi bilet okrętowy i pieniądze na drogę! Pracuje on w biurze rosyjskiego adwokata Brazola. Pamięta pani Brazola? Słynny, fenomenalnie zdolny sędzia, który przeprowadził śledztwo w zawiłej sprawie sensacyjnego morderstwa w Lestokowym zaułku w Petersburgu.
— Pamiętam! — potwierdziła pani Somowa. — O ile się nie mylę, szło tam o otrzymanie sumy asekuracyjnej! Właśnie, właśnie! Jakżeż się cieszę za pana, drogi senatorze!