Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na... Boję się nowych i jeszcze większych powikłań, które mogą drogo kosztować Indjan!
— Oj, tak, tak! — westchnął ojciec. — Aż mi włosy dęba stają, gdy myślę, że w ich ręce dostał się nasz sędzia, a teraz Hiram Smith ze swymi kompanami.
Stanisław nic nie odpowiedział i zaczął chodzić po saloniku w głębokiej zadumie. Wreszcie powziął jakieś postanowienie, bo strzepnął palcami i mruknął:
— Pójdę konia osiodłać, ojcze...
— Jedziesz? — szepnął pan Mieczysław.
Stanisław spojrzał na ojca i bez słowa kiwnął głową.
Ojciec utkwił w nim pytający wzrok, lecz widocznie zrozumiał wszystko, bo cichym głosem wyrzekł:
— Tak będzie najlepiej...
Stanisław nie słyszał już tych słów, bo wybiegł z pokoju, dążąc do stajni.