Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

taczających budowlę. Z żałosnym brzękiem rozpryskiwały się szyby okien, rozlegały się nawoływania, gwizdki stróżów nocnych, syk wylewanej wody i wycie psów.
Czarny Sęp, obejrzawszy miejsce pożaru, krzyknął do swoich ludzi.
Zeskoczywszy z koni, zaczęli pomagać w gaszeniu tartaku i wyrąbywać drzewa, które zagrażały podpaleniem stojących wpobliżu domów.
Dopiero o świcie ugaszono ogień. Tartak spłonął do fundamentów. Nad zgliszczami sterczały resztki okopconych murów i popękany komin fabryczny.
Na szczęście, domy mieszkalne nie ucierpiały od ognia; nie zdarzyły się również nieszczęść z ludźmi.
Zrozpaczony dyrektor wyjechał natychmiast z raportem do zarządu kompanji w Winnipeg.
Do osady delawarskiej już nie powrócił.