Strona:F. A. Ossendowski - Staś emigrant.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zbyt długo bowiem ludzie zamieszkiwali tę miejscowość.
Zdążyli już wytrzebić lasy, zachwaścić całą okolicę, zaśmiecić brzeg rzeki korą, trocinami i wiórami, a tkwiące jeszcze tam i sam drzewa zakopcić dymem maszyny i okryć drobnym pyłkiem drzewnym i węglowym.
Tu wszystko wyglądało inaczej, cieszyło wzrok świeżością, siłą i bujnością trawy i olbrzymów leśnych.
Ostatnie, szkarłatne promienie słońca nadawały całej okolicy jakiś łagodny i tajemniczy zarazem wygląd.
Chłopak poszedł przez łąkę ku potężnym bukom, rosnącym na niewysokim pagórku.
Wszedłszy do zarośli leszczyny, posłyszał nagle lekki trzask złamanej gałęzi.
Dźwięk ten rozległ się wprost przed nim, lecz więcej się nie powtórzył.
— Zapewne urwał się jakiś sęk... — pomyślał Staś i ruszył naprzód.