Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Któżby to mógł być? — zdumiał się Krawczyk i szybko wybiegł na dwór. W ciemności ujrzał czarną postać, zaczajoną pod oknem. W świetle latarni elektrycznej poznał Baharanę.
— Tss! — zasyczał stary. — Pozwól mi wejść do domu, sahibie...
— Co się stało? — spytał pan Roman, gdy obaj weszli do izby.
Stary Negritos[1] drżał na calem ciele i przerażonemi oczami rozglądał się dokoła.
— Mów-że, Baharana, i nie bój się! — uspokoił go Krawczyk, kładąc mu rękę na ramieniu. — Wiesz przecież, że nie pozwolę cię skrzywdzić, bo jesteśmy przyjaciółmi.
— Tak, tak! — kiwnął głową stary tubylec. — Baharana i biały człowiek — dwaj przyjaciele! Biały — sprawiedliwy i dobry człowiek! Ja nie o siebie się boję... Niebezpieczeństwo zawisło nad Dżairem...
— Coś ty bredzisz, stary?! — zaśmiał się pan Roman. — Chłopak zdrów jest i wesół!

Baharana opuścił głowę i zamyślił się. Widocznie szukał słów, aby wyrazić swoją myśl, bo stary Minkopi z trudem mówił po

  1. Negritosi — czarna rasa ludzka z wysp Oceanu Indyjskiego i Australji.