Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mężowi, i, chociaż nic mu nie mówiła i nie skarżyła się bynajmniej na los, tęskniła jednak do kraju i płakała po nocach. Gdy nastał czas oddania Władka do szkoły angielskiej, troska jeszcze bardziej gryźć poczęła serce kobiety. Patrząc na męża załzawionym, niespokojnym wzrokiem, mówiła:
— Hej, zapomni Władeczek mowy naszej i te Angliki przerobią go na swoją modłę...
Sam pan Roman myślał o tem i obawiał się również, wiedząc, że tymczasem tylko mowa polska przywiązuje chłopaka, urodzonego w Chinach, w napół angielskim Szanchaju, do dalekiej, nigdy przezeń nie oglądanej ojczyzny. Ale, widać, krew polska ma tę właściwość, że pali się w niej wrodzona, niegasnąca miłość do ziemi ojczystej, bo Władek nie zapomniał rodzimego języka, z dumą i radością czytał w pismach angielskich wieści z Warszawy i Gdyni i po kilka razy wertował książki, które na prośbę pana Romana przysyłano mu z konsulatu polskiego. Stało się wkrótce tak, że angielscy koledzy chłopaka, wcale nie interesujący się przedtem losem nowego państwa, jakiem była dla nich powstająca po wojnie Rzeczpospolita Polska, wiedzieli teraz cośniecoś o Bolesławie Chrobrym, o bitwie pod