Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chłopak pocałował go w rękę i postawił walizkę na stopniach tarasu. Po chwili zaśmiał się cichutko i, patrząc na ojca, szepnął radośnie:
— W domu dopiero pokażę wam cenzurę! Ho-ho! Będzie na co popatrzeć!
Z hotelu wybiegł w tej chwili służący — Hindus i, zabrawszy walizkę, prowadził gości do wnętrza lekkiego, czystego budynku, gdzie już zapalono lampy, gdyż mrok zapadał szybko.