Przejdź do zawartości

Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ
DZIEWIĘTNASTY
SAM HORN WYŚWIETLA TAJEMNICĘ WYSP ANDAMAŃSKICH

Już miesiąc cały na północnym brzegu Kede obozowali Kalaboni. Kilka dużych łodzi tubylczych od wschodu do zachodu słońca kołysało się na morzu. Czarni rybacy posiadali niezwykłą wprawę i wytrzymałość nurków. Nadzy, z siatką, przerzuconą przez ramię, i nożem w rękach, brali w ręce ciężki kamień, uwiązany do grubego sznura, i rzucali się do morza. Na głębokości piętnastu metrów leżała ławica perłowa, okryta miljonami muszel mięczaków. Poławiacze nożami odłupywali od skał zamknięte skorupy i wrzucali je do siatki, a, napełniwszy ją, z siłą odbijali się od dna i wypływali na powierzchnię morza. Nurkowie