Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdyż zabarwienie ich zlewa się z iłem dennym, a przy zbliżeniu się do nich zdobyczy, zadają jej śmiertelny cios. Nawet małe raje są niebezpieczne, dlatego to, brodząc w płytkiej wodzie, bądźcie ostrożni.
— Ojczulku! — przerwała mu dziewczynka i, wyraziście spojrzawszy na doktora, skierowała wzrok na chłopców.
— Ach prawda! — zaśmiał się Webb. — Nie przedstawiłem ci jeszcze naszych młodych przyjaciół, którzy są zarazem naszymi zbawcami. Proszę bardzo! Ten młody dżentelmen — to Wladi-slaw Kraw...czyk (bardzo trudne do wymówienia nazwisko), a ten drugi to „król Andamanów“... Mister... mister...
— Dżair — syn Betara, Tamaran — dopomógł doktorowi Władek.
Edyta podała chłopcom ręce i zaczęła szczebiotać, z ciekawością im się przypatrując.
— Jestem Edyta Webb! Będziemy przyjaciółmi — nieprawdaż?! Bardzo lubię przygody i odważnych ludzi! Słyszałam już dziś przy śniadaniu, że jesteście bohaterzy! Ogromnie się cieszę! Mister Wlad, pan mi może opowie szczegółowo o wszystkiem, dobrze?
— Z przyjemnością! — zgodził się natychmiast Władek — ale wpierw proszę objaśnić