Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

newrach, przygodach, zawodach strzeleckich i otrzymanej „belce“, która ogromnie zaimponowała Kaziowi, i wreszcie o odbytej już i oczekującej go wkrótce podróży w góry.
— Szczęśliwy pan — ujrzy pan najpiękniejszą część Polski! — westchnęła panna Stefania.
— Chciałbym tam być z panią, wszystko pokazać, opowiedzieć o sławnych zbójnikach i wielkich, możnych panach, po których pozostało trochę ruin zamków i dużo wspominków — odpowiedział rozmarzonym głosem Jerzy.
Panna Szemańska podniosła na niego oczy i raptownie się zarumieniła.
On jednak nie spostrzegł tego. W chwili bowiem tego nieuświadomionego wyznania miłosnego poczuł ostry wyrzut sumienia.
— Marinoczka Hłyszczanka!... obiecałem, że po służbie upomnę się o nią... A teraz? E — e głupi jestem! Taż to takie obiecanki-cacanki do serca bierze? Ot — bajdurzenie, wesołe przelewki!... — śmigały myśli usłużne, śliskie, wykrętne.
Jednak w sercu pozostawała mu jakaś nieustępliwa gorycz.
— Obiecałeś? Obiecałeś przecież? — judził go jakiś głos wewnętrzny.
Psuło mu to radosne chwile obcowania z panną Stefą, a myśli te opadały go zawsze, ilekroć serdeczniej do niej przemawiał i dłużej wpatrywał się w jej poważne, łagodne oczy.
Taką sposobność miał jeszcze przez dwie niedziele, a kiedy w trzecią poprosił sierżanta Bielskiego o przepustkę do wieczora, ten zamachał na niego rękami i zawołał:
— Szlus, chłopie, z tymi spacerkami i umizgami! Po mszy musisz zameldować się w mieszkaniu pana majora. Wczoraj jeszcze telefonował do kancelarii. Tak mi się widzi, że niebawem już pofruniesz, brachu, na tę swoją Huculszczyznę zatraconą... Nie podoba mi się całe to latanie! Jesteś strzelcem, czy nie? Jesteś! No, to musisz w pułku siedzieć, a nie tłuc się tam po jakichś zakazanych wertepach!
Jerzy milczał. Stracił on nagle chęć do wyjazdu i odwiedzenia rodzinnych stron. Nie chciało mu się rozstawać z panną Stefą, szczególnie teraz, gdy, jak mówiła, wraz z siostrą obmyśliły już dla niego cały plan nauki.
— E-ech! — westchnął Brzeziński, ale służba — nie druż-