Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczenne niedźwiedzice po barłogach. Niedomagał już wonczas stary Kalicki i nie miał sił robić dalekich obchodów. Za to gdy począł zastępować go Brzeziński, te wyprawy zakordonowe jak nożem uciął. A wie pan, panie majorze, jak? Zwąchał się z trzema chłopakami, takimi jak sam chwatami, i począł kłusaczyć w lasach towarzystwa łowieckiego, do którego należała sama arystokracja rumuńska. Straszne porobił tam spustoszenia, a gdy skargi doszły do naszych władz, Brzeziński oświadczył, że wszystko będzie cicho i spokojnie, jeżeli rumuńscy kłusownicy nie będą przechodzić na polski brzeg. W przeciwnym razie zagroził, że wystrzela wszystkie kozice i sprowadzone z Kanady jelenie-wapiti w rezerwacie na Kalenskulu. No, i uciszyło się wszystko!
— Ale i w naszych górach polował Brzeziński, bo sam mi o tym wspominał — zauważył major.
— Prawda — polował! Nawet i w moim nadleśnictwie też strzelał stare jelenie, rysie i niedźwiedzia-samotnika zabił, co na bydło i juhasów napadał, bo odstrzelić te sztuki kazała dyrekcja lasów — tłumaczył majorowi porucznik.
— Rozumiem teraz wszystko! — zawołał wreszcie ucieszony Rzęcki. — Przekonał mnie pan do tego Brzezińskiego.
— Bardzo dzielny chłopak z niego! — powiedział porucznik. — Jemu to zawsze polecaliśmy odstrzały, bo on z całą pewnością kładł zwierzynę, nigdy jej nie zranił, więc nie męczyła się, zdychając powoli...
— Rozumiem, rozumiem! — kiwał głową Rzęcki i obejrzał się, by rzucić okiem na Brzezińskiego, lecz żołnierz już opuścił kasyno.
— Teraz to już jestem spokojny o wszystko i pewny, że my z nim urządzimy takie łowy, jakich dawno nie bywało! — zawołał major wpadając w wyborny humor.
W tym samym czasie Jerzy stał przed sierżantem i kapralem, otoczony tłumem żołnierzy, i opowiadał o tym, co go spotkało w kasynie u panów oficerów.
— To wyście tacy? — zdumionym głosem spytał go sierżant Bielski.
— Bohater?... — dodał kapral.