Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ, droga moja pani — wtrąciła się do rozmowy żona jednego z inwalidów — w domu powie pani, że był ścisk i tłok, no, i ktoś tam zepchnął dzieci do wody. Wielka rzecz! O — patrzcie: usnęły już dzieciaki! Prześpią się, ogrzeją i o wszystkim zapomną!...
Zdjęła z krzesełka rozwieszone ubranka i poszła do kuchni, by je trochę przeprasować.
Po herbacie, podziękowawszy dozorcom za gościnę i pomoc, Jerzy wraz z panienką i zupełnie już wesołymi „mikrusami“ wyszli z parku.
Przy bramie zamierzał już pożegnać pannę Stefanie, gdy panienka podniosła na niego piękne oczy i powiedziała cichym, błagającym głosem:
— Niech pan będzie do końca dobry! Proszę odprowadzić nas do domu — to niedaleko, przy Bagateli... Poświadczy pan, że ja nie jestem winna....
Jerzy uśmiechnął się domyślnie i odpowiedział:
— Ho-ho, ma pani pietra przed tymi swymi... jak ich tam!...
— Państwo Buscy są bardzo mili i kulturalni, ale przecież mogą mieć słuszną do mnie urazę za wypadek i stracą zaufanie... Pozostanę bez pracy... Mam matkę i młodszą siostrzyczkę, którym muszę pomagać... Tyle napracowałam się, żeby się stać nauczycielką... poszczęściło mi się dostać dobrą posadę... i raptem...
Umilkła i załamała ręce w rozpaczy.
.....wszystko stracić? — szepnęła.
Jerzy był poruszony tym prostym i szczerym opowiadaniem i zrozumiał obawy panienki.
— Rozkaz! — mruknął. — Odprowadzę panią i będę świadkiem... Ta ja im już takie „niewidy“ rozpowiem, że sam w nie uwierzę!...
Zaśmiał się i ujął Kazia za rączkę.
— Maszeruj, szkrabie, w nogę! — powiedział do niego. — Lewa, prawa, lewa, prawa, raz, dwa...
W mieszkaniu państwa Buskich Brzeziński niby to oburzonym głosem opowiedział rodzicom małych ofiar o głupiej publiczności, co to bez powodu tłoczy się jak na jarmarku i małe dzieci do wody wtrąca na nic nie uważając.