Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Chwała Bogu — myślał Brzeziński — zapewne przebaczyła mi wszystko Marinoczka i chce mi oznajmić o swoich zrękowinach z Wasylkiem. Uff! Góra mi z pleców spadnie!
Wyszedł za bramę i ujrzał jakiegoś człowieka w miejskim ubraniu, w szarej kaskietce, nasuniętej na oczy.
— Posłał mnie po was Szaburak — mruknął nieznajomy dotykając daszka czapki.
— Chodźmy! — powiedział wesołym głosem Jerzy, szczelnie zapinając kurtkę, gdyż dął zimny wiatr. — A daleko mamy iść?
— I-i-i, blisko, do Słupejki... W karczmie bawią się chłopaki...
— To i Marinoczka jest w karczmie? — zdziwił się nieco Jerzy.
— Nie, ale kiedy wy przyjdziecie, skoczę po nią... Mieszka z ciotką u Mitry Bandaruka. Na „chram“ przyjechała z Witlicy... A Hłyszczan — to znaczy rodziciel jej — z nami w karczmie buszuje...
— No, to dobra — chodźmy! — uśmiechnął się Brzeziński
Pomiędzy właściwym Żabiem a Żabiem Słupejką, naprzeciwko ujścia potoka „Żabiwskiego“ do Czarnego Czeremosza, pod stromym urwiskiem ciągną się gęste zarośla wiklin. Zwisające gałęzie ich, niby rozpuszczone włosy dziewcząt, pochylonych nad wartem, dotykają wody, czarnej w tym miejscu i głębokiej.
Do ujścia „Żabiwskiego“ doszli gwarząc o tym i owym i żartując. Nieznajomy kilka razy próbował zacząć rozmowę o aresztowaniu niszczycieli kosówki na Ryzowej, lecz Jerzy, jak zwykle żołnierz, umiał zachowywać tajemnicę i nie rozpuszczać języka o tym, o czym do czasu nikt nie powinien był wiedzieć
Przed chwilą właśnie udało się Brzezińskiemu jakimś żarcikiem wymigać się zgrabnie od odpowiedzi, gdy nagle idący obok niego człowiek w kaskietce z całej siły pchnął go z urwiska
Jerzy potoczył się uderzając bokami o kamienie i drapiąc sobie ręce i twarz o ścięte pręty wikliny.
Zatrzymały go krzaki.
Podniósł się klnąc z cicha i obmacując potłuczone boki, lecz w tej samej chwili kilku naraz ludzi rzuciło się na niego.
Rozpoczęła się bójka.