Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kości prawie 1200 metrów. Odkryła się stąd szeroka panorama na cały grzbiet Czarnohory. Jerzy pokazywał panienkom widniejące w mgiełce słonecznej szczyty Pop Iwana, Kostrzycy, Howerli, skraj Pietrosza i Szosula, co już na czeskiej stały stronie, i majaczące zarysy Kukula. Z trudem udało się młodemu gaździe oderwać swe towarzyszki od pięknego widoku. Gdy ruszyli w dalszą drogę, jadąc przez rewiry jawornickie, Jerzy rozglądał się uważnie po okolicy, aż uśmiechając się tajemniczo, szepnął:
— Zejdźmy teraz z wózka! Proszę zachowywać się cicho, bo zaraz pokażę coś ciekawego, a płochliwego!
Weszli do lasu.
Jerzy prowadził małymi, zarośniętymi ścieżkami, przystając co chwila i nasłuchując.
Panienki ze zdumieniem przyglądały mu się.
Zmienił się bowiem nie do poznania. Twarz mu skamieniała, oczy się zmrużyły i w bacznych źrenicach błysnęły jakieś ostre i drapieżne iskry.
Skradając się i raz po raz kryjąc się za grubymi drzewami posuwał się w głąb lasu ostrożnie, bez szmeru. Wreszcie ręką dał znak, by towarzyszki zbliżyły się do niego, a gdy stanęły obok, rozgarnął powoli pędy krzaku i szepnął:
— Rudel jeleni... tam dalej z haszczy wystają rogi byka...
Kilka płowych łani pasło się spokojnie od czasu do czasu spoglądając pytająco w stronę jelenia. Wreszcie nie wyczuwając obecności ludzi byk wyszedł i stanął w całej okazałości. Podniósł wysoko dumny łeb z potężnym wieńcem, błyskał oczyma, poruszał łyżkami i rozdymał chrapy. Łanie w zachwycie przyglądały mu się zapominając o soczystej trawie. Jerzy zasunął gałęzie krzaku i znowu szepnął:
— Powracajmy, tylko cichutko, by nie spłoszyć rudla z żerowiska...
W dalszej drodze, nad jakimś potoczkiem, gazda wypatrzył w krzakach kozła, który pasł się w gąszczu olszowym, ukazując płowy łeb, biały talerz i co chwila wystawiając kształtną główkę zdobną w ostre, rozwidlone parostki o białych końcach. Trochę dalej przez zacienioną rozłogę przebiegło nieduże stadko dzików. Prowadziła je stara samura, a o kilka kroków za szcze-