Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz ten najstarszy, wypróbowany przyjaciel, miał go niebawem opuścić na zawsze.
Jerzy czuł się bardzo smutny i zgnębiony.
Nie cieszyło go nawet, jakby to się stało w innym czasie, przysłane do pułku pismo, zawiadamiające, iż na wykazie osób o nieznanych adresach, a które zostały odznaczone krzyżem walecznych — figuruje nazwisko Jerzego Brzezińskiego z drugiej Brygady Legionów.
Uroczystość wręczenia odznaczenia odbyła się na Wielkanoc i, chociaż wzruszyła niewymownie Jerzego, jednak nie mogła ona oderwać go całkowicie od myśli, że może w tej samej chwili w Mygli umiera jego ojciec i że wkrótce już porzuci pułk i wyjedzie, niewiadomo jak długo nie zobaczy panny Stefy i czy w ogóle zobaczy ją kiedykolwiek?...
Wszyscy oficerowie spostrzegli smutny wyraz twarzy strzelca i jego przybladłą twarz, poczęli więc wypytywać Jerzego, a gdy dowiedzieli się o chorobie ojca chłopaka, usiłowali uspokoić go i mówili, że z takiej choroby ludzie silni wychodzą nieraz szczęśliwie. Wszyscy starali się pocieszyć go, jak mogli.
Otrzymany z powodu odznaczenia tygodniowy urlop Jerzy użył ten czas na naukę, odrywając się od książki wtedy tylko, gdy musiał iść na posiłek.
— Ależ umiecie i możecie, chłopie, obkuwać się! — nie mogli wyjść ze zdumienia koledzy-akademicy.
Jerzy istotnie obkuwał się jak wściekły. Pamięć jego stawała się z dniem każdym ostrzejsza i bardziej chłonna.
— Do was to najlepiej można zastosować dawne rzymskie powiedzenie, że „w zdrowym ciele — zdrowy duch“ — śmiał się inżynier Zielewski, ciesząc się szczerze z szybkich postępów pracowitego ucznia.
Jerzy słuchał pochwał z uśmiechem i — obkuwał się dalej.
Nie mógł inaczej, gdyż zbliżało się lato, a potem — okres manewrów, kiedy to poza służbą nie pozostawało na nic czasu.
Wszystko to Brzeziński obliczył sobie dokładnie i dlatego to teraz pędził jak wściekły. Jedyną jego rozrywką były krótkie chwile, spędzane przy obiedzie lub wieczornej herbacie w mieszkaniu pani Katarzyny Szemańskiej i jej córek.
Wychodził od nich zawsze z jakąś cichą radością w sercu; cały świat wydawał mu się łagodnym i pięknym; odżywała na-