Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słysz, Hryciu, zbiegnijcie ku potokowi, zaraz tam przyjdę — powiedział.
Gajowy wbił w niego ponure oczy i w milczeniu skinął głową.
Gdy Jerzy po paru minutach zeszedł na zdziar, znalazł tam gajowego. Hryć siedział na kłodzie skamieniałej buczyny i pykał dymem z fajki.
Brzeziński podszedł do niego i prosto z mostu spytał:
— Dlaczego razem ze Spiridonem i tym trzecim zabiliście Jakowenkę?
Bajbała opuścił głowę i nie podniósł oczu na strzelca.
— Gadajcie, Hryciu, bo tak dla wszystkich będzie lepiej! — popędzał go Jerzy.
Bajbała wytrząsnął popiół z fajki i podparłszy głowę rękami zamyślił się. W jego postawie i wyrazie twarzy nie wyczuwało się już trwogi i wahania. Nie wydawał się nawet zaskoczonym tak obcesowym pytaniem. Namyślał się układając odpowiedź, przypominał coś sobie i ważył w umyśle każde słowo. Nagle się ożywił, wyprostował i rzekł smutnym głosem:
— I wy, panie, zabilibyście takiego Jakowenkę! Zabilibyście i — tyle! Posłuchajcie mnie i osądźcie... Jakowenko zbałamucił syna Biry — Denisa i mego Aleksego, żeby od komunistów przez Czechosłowację na węgierską stronę coś tam przenosili, pieniędzmi ich skusił, bo wiadomo — wielka to pokusa! Denisa węgierscy strażnicy schwytali, a potem sądzili chłopca w Budapeszcie i... powiesili... Mój zaś Aleksy, choć go odmawiałem, poszedł i dostał się do więzienia... Już trzeci rok gnije za kratami w Esztergomie, a kiedy temu koniec będzie — Bóg jeden wie!... Tak my we trzech umyślili Jakowenkę i innych takich, którzy zakazane rzeczy dostarczali naszym chłopakom, zamanić na Malchową połoninę i ubić... Tak też i zrobiliśmy, tylko, że Jakowenko się bronił i strzelił do Hawryły, brata Biry... To już i wszystko, panie, a teraz wasza wola, róbcie, co chcecie...
— Poczekajcie, poczekajcie — przerwał mu Jerzy — coście wy palili w gajówce?
Bajbała podniósł na niego ponure oczy i odpowiedział natychmiast:
— Policja, spisawszy protokół, pozostawiła trupa na miej-