Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak żaden inny — kryje się lubczyk, co krew zapala gorącym płomieniem i serca wiąże, jakby świerk zrośnięty z olszyną.
Od starych watahów z dziedziny słyszała Marinka inne jeszcze bajanie: że fujarka a nawet trembita, w Niesamowitym wymoczona, nabiera głosu tak mocnego, że siedem rzek i siedem wierchów górskich zagłuszyć nie zdoła jej słodkiego grania.
Dlatego to właśnie przekradła się dziewucha aż pod Breskul i, stąpając ostrożnie, bojaźliwie schodzi na dno kotlinki.
Wypadła dziś niedziela.
Rodzice i babka Agata o świcie zbierali się jechać do cerkwi.
Marinoczka żałosnym głosikiem żalić się wtedy poczęła, że jej się „nie może“, że głowa ją boli, a po plecach i piersiach to zimne, to gorące pełzają wężyki. Pozostawili ją w domu starzy i odjechali.
Wonczas to wciągnęła dziewucha na nogi grube, czerwone kapczury — wełniane pończochy, obuła skórznie i wyprowadziwszy ze stajni „Karka“, osiodłała go.
Po chwili szepcąc „odczyny“ wyjechała na drogę i nikt nie spostrzegł nawet, jak zniknęła w borze.
Teraz krzepki konik huculski pasł się na małej polance i opędzał się gzom i komarom.
Marinoczka zbiegła na dno kotlinki. Pod piargami czaiła się „malchowa“ — torfowisko prastare.
Przez gruzy skalne wysączała się jego czarna, to znów czerwona niby krew woda — kwaśna i cuchnąca. Dziewucha szła, słysząc syczenie jej i cmokanie rozmokłej pod piargiem ziemi.
Dziewczyna odróżniała w tych dźwiękach zjadliwy śmiech i zgrzyt kłów wściekłych sług Aridnyka; drżała w niej każda żyłka; dreszcze przebiegały po grzbiecie i wysmukłych, prężnych nogach.
Nic jej wszakże wstrzymać nie mogło. Nawet sam diabeł, gdyby wystawił swój kudłaty łeb z toni i spojrzał na dziewczynę czerwonymi ślepiami.
Musiała dojść do Niesamowitego i — dojdzie!...