Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ten wnet do pomocy sobie dobrał panów Walichnowskiego, Kamińskiego z Mykietyniec i Grzegorza Przybyłowskiego z Krzyworówni, a ci brać szlachtę, która po domach już się nieco rozwałkoniła i zardzewiała, z miejsca wzięli w obroty.
Hucułów, gazdów i juhasów w inne znów oddał ręce przezorny pan Jerzy. Starszyną nad nimi naznaczył sławnego watahę Jana Budurowicza, co to niegdyś u Turków w jasyrze kilka lat przesiedział i wielu rzeczy wojennych od nich się nauczył; do pomocy mu dał wypróbowanych chłopów na schwał — Kościę Hrymaliuka i Andrijkę Szkryblaka, strzelców znamienitych i ludzi zuchwałych do szaleństwa.
Chodziło panu rotmistrzowi, by nauczyć górali nie w pojedynkę, jak to w zwyczaju mieli, lecz zgraną kupą występować bitewnie, a potem szańczyki kopać i wszelkie zasieki, zastawy i zawały budować.
Oczy paliły się panu Jerzemu do szlachty z Wierchowiny, gdyż większa jej część konno przybyła, więc mógł z tych ludzi stworzyć niemal chorągiew całą. Toteż o swoim życzeniu panu Maciejowi Januszewskiemu tego samego jeszcze dnia szepnął dodawszy, by jakieś znaki dla nich na czapy obmyślił dla rozpoznania. Oboźny długo się nie namyślał, a że był gorliwy katolik, więc krzyże mosiężne kazał towarzyszom z piersi zdjąć i na kołpaki wojłokowe naszyć.
Potem, gdy już z wojskiem koronnym chadzali pod wodzą samego króla, pancerni i usarze „krzyżakami“ tych jezdnych przezwali albo też