Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z Osipukiem naprzód. Mieli oni czym prędzej dostarczyć jego list strażnikowi wojskowemu Zbrożkowi. Doradzał mu rotmistrz wypaść z dwiema chorągwiami na Bukowinę i przetrzepać Tatarów budziackich nie spodziewających się napadu. Należało się jednak śpieszyć z taką wyprawą. Tymczasem nic o Olku i watasze nie wiedział, cicho zaklął tedy pan Jerzy i nagle przypomniał sobie, co mu przed chwilą charkotał Tatar.
Zwrócił więc do niego surową twarz i warknął:
— Stul gębę, Bermat, bo jak nie stulisz, to ci ją każe onucami omotać! Nie groź mi swym bratem, bo ja go sam przy sposobności poszukam. Wiedzże, skośnooki wole, że to nie pastuch górski porwał cię sprzed nosa całej waszej potęgi, ino rotmistrz królewski i królowi swemu ciebie podaruje... No, widzę, że piorun w ciebie trząsł i zaniemówiłeś, bisurmańska trąbo!
Istotnie, wiadomość ta przeraziła Bermata, gdyż zrozumiał, że to nie szaleństwo jakichś tam dzikich bandytów, lecz z góry obmyślony plan sprawił, iż dostał się przed bitwą do niewoli.
Oddziałek tymczasem zaczął zjeżdżać na dno jaru, gdzie biegła ku Dniestrowi mała rzeczka.
Z krzaków wiklin i tarniny wypadły nagle dwa wilki i pomknęły w górę jaru.
— Hej, co tu robiły siromachy[1]? — ze zdumieniem spytał barczysty juhas Andrijko Skryblak i konia swego w haszcze wparł.
Po chwili już wołał:

— Panie rotmistrzu, bywajcie!

  1. Wilki.