Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

polowej rycerzowi doręczył i drugie z pieczęciami tureckimi.
Pan Jerzy w drogę ruszył niezwłocznie i gnał tak, jak gdyby niefortunnego dlań Gałgę raz jeszcze dogonić zamierzał.
Pędzili tak szybko, że przed Łomnicą jeszcze spotkali się na przeprawie z komisarzami królewskimi, a dalej już razem z nimi jechali i, jak się zdawało panu Jerzemu, strasznie powolnie.
Jednak tak się tylko zdawało niecierpliwemu rycerzowi, gdyż w sercu jego po uniesieniach bojowych znowu zapanowała niepodzielnie tęsknota miłosna, a obawy o umiłowaną dziewczynę z nową siłą trapić go poczęły.
W Kołomyi jak burza wpadł rotmistrz do pana Macieja Januszewskiego, zakomunikował mu wieść o pokoju, a potem szepnął:
— Bacz, druhu, by ksiądz był zawsze w pogotowiu, gdyż albo ślub będzie mi dawał, albo... egzekwie śpiewał!
— Hej, Bóg litościwy! — odpowiedział pan oboźny. — Tak mi się widzi, że weselisko raczej, i to rychło już mieć będziemy zacne w naszej stolicy wierchowinnej!
— Oby Bóg dał! — westchnął z otuchą pan Jerzy i już wymknął się z kwatery, by komisarzy do odjazdu przynaglić.
Dojechali wreszcie do Czerniowiec i tu właśnie jasyr agi Kasima znaleźli.
Okazało się, że hospodar Duka, by króla polskiego nie pogniewać, sam na własną rękę, o zawartym dowiedziawszy się pokoju, postanowił za-