Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znowu zgrzytał piarg pod kopytami koni; cmokało głośno błoto w dolinkach przeciętych potokami; szeleściło coś w gąszczu sztywnych pędów krzaków; jakieś ptaki z jękliwym zawodzeniem zrywały się z drogi i długo miotały się w mroku nocnym; z rzadka poczynał naszczekiwać i warczeć znużony szybkim biegiem foxterierek.
Jeźdźcy nie mówili już nic do siebie.
Na przodzie pędził Unen z trzymającym się jego boku Buriatem; z tyłu jechał Firlej prowadząc na rzemieniu konia z torbami, i cicho, dla dodania mu odwagi pogwizdywał na pieska.
Chwilami zrywał się zimny i porywczy wiatr, zwiastun mroźnej śnieżycy, szalejącej wyżej, gdzie zębatą szczeciną biegła nieskończona, zda się, grań Himalajów — ta tajemnicza i groźna kraina, „dach świata“, siedziba dobrych i złych duchów, niedostępna i niezdobyta ojczyzna „deotów“[1].
Myśląc o tym, Firlej krzyknął doganiając Unena:
— Guru, powiedz mi, czy ktokolwiek z wtajemniczonych dotarł szczytu najwyższej góry Everestu?
Lama zwrócił ku niemu twarz i pochylając się niżej nad łękiem siodła odpowiedział głuchym głosem:
— Trzech wtajemniczonych stanęło na tym szczycie i oglądało siedzibę pięciu nimf niebiańskich, które dają ludziom nieśmiertelność...
— To znaczy, że są nieśmiertelni ludzie? — spytał niedowierzającym głosem doktór i z niecierpliwością oczekiwał odpowiedzi lamy.
— Nie wiem, czy można to nazwać nieśmiertelnością, gdyż jeden z nich, który był Panczen-lamą nie umierając zniknął sprzed oczu swej świty, a od ciała jego nic nie pozostało. Od tego czasu mnisi nie widzą go, ale słyszą jego głos...

Odpowiedź ta nie zaspokoiła ciekawości Firleja, lecz nie pytał już o nic. Chciał dowiedzieć się o innej rzeczy.

  1. Bóstw.