Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skryci i nieufni ludzie Wschodu obojętnie wzruszyli ramionami.
— Gdzie tu zamieszkacie? — spytał młody lekarz.
— W zajeździe Ti-Sun-Li — odpowiedział hutuhta.
— Dziura, brudna, hałaśliwa dziura, gdzie schodzą się palacze opium i wszelcy nicponie, żerujący na biedakach, otumanionych dymem trucizny! — zawołał Firlej. — Zapraszam was do siebie. Mam mały domek koło „obo“ Wan-Czona, wśród gaju laurowego...
Nowi znajomi z radością przyjęli to zaproszenie. Dżałhandzy zacierał ręce i uśmiechał się tajemniczo. Przenosiny i ulokowanie się w nowym miejscu nie trwały długo. Dwóch chińskich kulisów przeniosło pięć „terkyłów“ podróżników i na tym polegała cała przeprowadzka. W domu wśród laurów spotkał ich wesołym szczekaniem biały ostrowłosy fox-terrier z czarną plamą przez lewe oko i ucho, co nadawało mu śmieszny i zawadiacki wygląd.
Piesek Firleja, wypieszczony i wychuchany przez właściciela, tu w Himalajach czuł się również dobrze, a może nawet lepiej niż na trawnikach parków chicagowskich lub bostońskich i bardzo się ucieszył nowym znajomym. Szczególniej przylgnął do hutuhty, który zaskarbił sobie serce rozbrykanego pieska tym, że pozwolił mu urwać kawałek poły swojej żółtej szaty. „Knox“ latał po gaiku jak szalony, powiewając swoją zdobyczą niby nieprzyjacielskim sztandarem. Od tej chwili na krok już nie odstępował Mongoła, łasił się do niego, wskakiwał mu na kolana, lizał po twarzy, to znów skakał dokoła i ujadaniem zachęcał do zabawy ze sobą.
Dowiedziawszy się o nagłej śmierci „bandi“, Firlej zamyślił się i po chwili powiedział:
— Sądzę, że w moim domu nie przydarzy się wam żadne nieszczęście. Jestem pod opieką samego Dałaj-Lamy. Ambasador amerykański w Nankinie wyrobił mi to na zlecenie naukowej fundacji Rockefellera, ponieważ z jej ramienia zostałem delegowany na studia medycyny tybetańskiej.
— Dziękujemy! — kłaniali się Japończycy.