Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stępowała. Jakoś tak mi się udało, że wstrzymałem dalszy rozwój choroby i niezwykle szybko wyleczyłem bąka. Sprytny był to, wygadany i dowcipny łobuziak! Jakżeż obaj dziękowali mi! Doprawdy wzruszyli mnie nawet... Ciekaw jestem, co za interes ma do mnie ten sztukmistrz? Chciałbym go zobaczyć, panie lejtenancie! Proszę wprowadzić go do holu, zaraz tam przyjdę!
Opowiedziawszy jeszcze kilka szczegółów ze znajomości swojej z Kaszmirczykami, Firlej udał się do holu.
Zobaczywszy go stary Kaszmirczyk padł na kolana i począł bić pokłony, jękliwym głosem ściągać na głowę doktora błogosławieństwa Allaha i wszystkich świętych Islamu:
— Niech miłosierny zawsze będzie dla ciebie, sahibie, Allah-Akbar, Allah-jaunek, Allah-ihhafdhek! Niech strzegą ciebie i dopomagają Sidi Ali ben-Mohammed, Sidi El Hadż-Abu-Hafs i prorokowi miła Lalla Imma Hallula! Niech w ślad za tobą idą Sidi Ahmed ben-Jusef, Sidi Bu-Dżema i święty Marus Billah! Niech Amer ben-Sliman...
— Człowieku, opamiętaj się! — przerwał mu Firlej. — Przecież takiej litanii nie skończysz do Nowego Roku? Gadaj, przyjacielu, z czym przychodzisz? Może ten twój mały urwipołeć, Diraja, znowu zachorował?
Obleśna, komediancka twarz Kaszmirczyka nagle spoważniała.
— Niech Allah-Sędzia wynagrodzi ciebie, sahibie! Chłopak zdrów jak ryba i widzi teraz lepiej niż dawniej!
— Tedy cóż cię do mnie sprowadza, dobry człowieku? — spytał doktór.
— Sahibie! Muszę pomówić z tobą na osobności — szepnął Kaszmirczyk.
Firlej skinął na niego i razem wyszli do parku.
— Sahibie! Przybyłem tu ze swoją bandą z Singribari... Tam działy się rzeczy niezwykłe, w które i nas przypadkiem zamięszano... i nic za to nie dostaliśmy — westchnął stary wyga.
— Jak to było?