Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych miejscach musimy składać ofiary bogom i duchom. Na przełęczy Czetang włodarzy zły duch Puryn. Musimy uczcić i ułaskawić go ofiarami!
To mówiąc oczami wskazał na złożoną na spychu górskim kupę suchych gałęzi. Było to tak zwane „obo“, najprostszy na świecie ołtarz bóstwa.
Mongoł zeszedł trochę niżej, gdzie w głębokich szczelinach płaszczyły się tuż przy piargach zaczajone modrzewie niziutkie, chociaż o grubych, straszliwie wykoszlawionych i powyginanych pniach i gałęziach. Zrąbawszy dużym nożem trzy gałązki, rzucił je na „obo“ a potem, uchyliwszy połę kożucha, oddarł od podołu żółtej szaty pasemko jedwabnej tkaniny i zawiesił je na wystających ze stosu prętach.
— Ofiarujcie Purynowi soli i prosa... po garści! — powiedział podchodząc do towarzyszy.
Sięgnęli do „terkyłów“, skórzanych worów, zawieszonych na siodłach wielbłądzich, i pogrzebawszy w nich poczęli się zbliżać do „obo“.
— Stójcie! — zawołał Dżałhandzy. — Nie wolno rzucać ofiar na ziemię, trzeba je stawić w naczyniu.
— Mamy po jednej tylko miseczce... — zauważył major.
— Oddajcie je Purynowi! — poradził lama. — Wieczorem w Tassgong kupimy nowe miseczki u kupców chińskich mających swoją osadę pod murami klasztoru.
Gdy ofiary zostały umieszczone przed ołtarzem złego ducha przełęczy, hutuhta powiedział:
— Posilmy się prażonym prosem na sucho! — i wydobywszy z torby garść ziaren zaczął żuć je mocnymi, żółtymi zębami, przyglądając się sępowi, który z jękliwym kwileniem zataczał nad przełęczą coraz to węższe i węższe koła.
W pewnej chwili drapieżnik jak kamień spadł na jednego z wielbłądów, zatrzepotał nad nim potężnymi skrzydłami i, zanim Mongoł zdążył nadbiec, wyszarpnął nieszczęśliwemu zwierzęciu kawał mięsa z rany, natartej przez twarde siodło. Wielbłąd zatoczył się i wydał żałosny ryk.