Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wysłaniec ambasadora Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej.
Grubas przerażonymi oczyma patrzał teraz na Firleja, którego przed tym prawie nie spostrzegał.
— Tak, jest to wysłaniec ambasadora amerykańskiego! — dobijał Parsa Hill. — To nie są żarty! Tu jedyny ratunek mówić prawdę, tylko prawdę!
— Allah Akbar... prawdę? — przeraził się jeszcze bardziej Hussein, gdyż bał się prawdy bardziej od dżumy i cholery, uważając, że z prawdą nie dałby sobie rady w życiu.
— Mister Firlej, proszę pokazać czcigodnemu Husseinowi pańskie papiery, żeby wiedział, że to nie są przelewki i jakieś bujanie — rozkazującym tonem powiedział Amerykanin.
Doktór śmiejąc się w duchu rozwinął przed oczami kupca ogromne arkusze dokumentów amerykańskich z czerwonymi i białymi pieczęciami i szkarłatnymi wstążeczkami.
Łamał sobie przy tym głowę, chcąc się domyśleć, co obmyślił Hill. Żeby mu dopomóc w terroryzowaniu starego Parsa, doktór uderzył dłonią po papierach i oznajmił surowym głosem:
— Ten jest z podpisem i pieczęcią ministra amerykańskiego, a ten — od ambasadora Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, kontrasygnowany przez rząd rzeczypospolitej chińskiej i ambasadorów Wielkiej Brytanii w Waszyngtonie i w Nankinie. Zrozumiano?
Widząc, że kupcowi oczy stanęły w słup, najspokojniej zwinął papiery i chowając je do kieszeni patrzał spode łba na starego wygę, a raczej na jego zwisający, mięsisty nos.
— Well! — zaczął znowu Hill. — Nic się na świecie nie ukryje, effendi! Nic! Otóż oznajmiam panu, że w Kalkucie, Deli, Londynie, Waszyngtonie i Pekinie wiadomo już jest, że Allaedin Hussein w Singribari...
— Allaedin Hussein w Sin... — bełkotał Pars.
— Tak, tak, stara szelmo, która miała zaszczyt cieszyć się zaufaniem moim i przyjaźnią, tak jest — przyjaźnią moją,