Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/483

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

może mieć dziewięćdziesiąt lat, a może, jak patrjarcha Abraham — dziewięćset!
W każdym razie wzoruje się on na Abrahamie, bo ma podobno zamiar po raz siódmy wstąpić w związek małżeński z młodą i śliczną dziewczyną.
— Nie zazdroszczę tej biedaczce! — szepnęła Zochna, zapatrzona w siwą brodę patrjarchy.
— A ja — oblubieńcowi! — odpowiedział, śmiejąc się p. de Vitasse. — Bo nieodpowiednia to para... On za młody dla niej, ponieważ już wpada w wiek niemowlęcy!...
Tymczasem pułkownik Pariel zaczyna zaznajamiać nas z historją Figuigu. „Tych siedem wiosek stanowiło przed włączeniem ich w skład imperjum Sułtana marokańskiego siedem oddzielnych i niezależnych republik. Wszystkie one były w ciągłej ze sobą wojnie. Istniały dwie przyczyny wrogich stosunków. Najpierw: moralna — krwawa zemsta, później: materjalna — walka o wodę. Państwo widzą te ruiny? Tu stała niegdyś wioska. Jej mieszkańcy odprowadzili bardzo zręcznie podziemny kanał, wykopany przez sąsiadów, do zapasowego basenu na swojem terytorjum. Długo trwała walka zbrojna, aż właściciele kanału uczynili podkop pod basenem przeciwników i wysadzili go w powietrze, a z nim razem i całą wioskę. Każda z tych osad zdobywała wodę na własną rękę i walka nie ustawała nawet za czasów zależności od Sułtana. Widząc to, a nie mogąc dojść z tubylcami do ładu, kazał Sułtan mieszkańcom kopać ten właśnie głęboki rów, przed którym stoimy obecnie. W ten rów miała być wprowadzona woda bezpośrednio z rzeki. Wtedy nareszcie ustałaby walka i nienawiść. Mieszkańcy zabrali się skwapliwie do roboty. Nie została jednak dokończona, gdyż wynaleziono tymczasem inne drogi do pogodzenia wojowniczych republik, chociaż wspólna praca w znacznym stopniu ochłodziła zapał tubylców do walki domowej. Stało się to wtedy, gdy Sułtan zażądał podatków od palmowych plantacyj.