Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/477

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dniach zacząłem już robić spostrzeżenia, że w sali restauracyjnej obsługa chińska nie jest dostatecznie dobra i to mnie nawet chwilami draźniło. Pamiętam, że śmiałem się wtedy z samego siebie, a czasem robiłem sobie gorzkie wyrzuty, mówiąc sobie w duchu:
— Siedź cicho i zajadaj wyborny befsztyk, smaczne sałatki owocowe i lody! Dziękuj Bogu, że chiński „boy“ podaje ci czystą serwetę i talerze i pamiętaj o tych dniach, kiedyś to wytrząsał nad ogniskiem „przeludniony“ kożuch barani i jadłeś mięso zadżumionych byków... Niewdzięczniku jeden!...
— No, niby tak... odpowiadałem sobie wtedy — to — prawda! Było dużo gorzej! lecz poco ten Chińczyk podając gościowi czystą serwetę, wyciera nią po drodze swoje spocone czoło?
Mknąc samochodem w obłokach kurzu i piasku, zatrzymując się w małych miasteczkach, podróżnik nie wymaga w takich wypadkach nadzwyczajnej kulturalności istnienia. Nie może jej znaleźć nawet w dużych, drogich hotelach, jak to zwykle w hotelach — niby przepych, niby czystość, lecz setki przechodzących przez te pokoje i sale ludzi, pozostawiają po sobie niezatarte ślady i z biegiem czasu demoralizują chociażby najsumienniejszą i najlepszą administrację i służbę.
Tymczasem w domu państwa Pariel panowała kulturalność bez zarzutu: czystość, estetyka, sprawna, milcząca służba, wieczorne stroje przy obiedzie, dużo światła, inteligencja na każdym kroku, — w ruchach, słowach, w stosunku do innych ludzi.
Przepraszam miłych państwa Pariel, że wtedy nie mogłem włożyć smokingu, lecz, zamierzając przeciąć Wysoki Atlas i pustynię Hammada, nie mogłem ze sobą tego stroju zabierać; z Oranu odesłałem go do Algieru, pod przyjacielską opiekę polskiego konsula, p. Antoniego Rozée.
Późno w nocy powróciliśmy do naszego lokalu, przekonawszy się, że deszcz zaczął lać na dobre. Nic