Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/448

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mieckie, które zorganizowały poważne techniczne przedsiębiorstwo.
Jednak roboty geologów nie dotknęły całokształtu Marokka i osobiście myślę, że na mocy tego, com widział w Wysokim Atlasie i na terenie wysokich plateaux, można się tu spodziewać odkrycia interesujących dla górniczego przemysłu pokładów.
Tak pracują Europejczycy i tubylcy, na palonej słońcem ziemi północnej Afryki. Twórczy genjusz białej rasy zmusza ją do wyeksploatowania obszernych terenów Marokka, terenów, leżących odłogiem od wieków. Coraz bardziej zagłębiając się w ten kraj, czyni go biała rasa z każdym rokiem bardziej i bardziej dostępnym, a pociąga swym przykładem do pracy ludzi bronzowych i czarnych.
Każdy grosz, wydany na ulepszenie warunków pracy, opłaca się tu sowicie, każdy wysiłek energji, woli i myśli, zmienia się w ciało i daje bogactwo. Lecz bogactwa są tu ukryte w ziemi niemniej starannie, niż legendarne skarby tragicznych Suss’ów!
Tylko człowiek silny na duchu i ciele potrafi wyrwać te skarby glebie marokańskiej. Wyrwać — albo składając jej objaty w postaci kanałów z płynącą z gór wodą, karczowania przeklętych zarośli karłowatej palmy, albo siłą — potężnym traktorem parowym, rozorawszy jej niegościnną pierś ośmiu stalowemi lemieszami naraz i świeże rany zasypawszy pożywnemi nawozami, wysadzając w powietrze zwały kamienne i głazy, wypalając zielska i palmowe krzaki, lub wbijając ostrze stalowego świdra w łono ziemi, aż tryśnie z niego struga wody, a z nią nowe życie...
Słabi, leniwi i lękliwi są tu skazani na zagładę. Tu pod ciosami skrzydeł Samumu, w płomiennych objęciach słońca tylko tubylcy, dziedzicznie znużeni i powolni, lub przybysze-mocarze mogą walczyć: pierwsi — o istnienie, drudzy — o bogactwo i ideę cywilizacyjną.