Strona:F. A. Ossendowski - Płomienna północ.djvu/412

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szczęściem się napełnia, gdy kogo pokochają — przed tym Allah na ziemi otwiera bramę raju!...
Er Rebia wypowiedział to smutnym głosem, wpatrzony wdal, gdzie w tumanie piasku majaczyły czarne kontury niskich gór, ostatnich skamieniałych fal Atlasu...
Jęknął, zawinął się w burnus i powlókł się dalej...
Takim jest kraj Suss’ów i takim jest los jego kobiet pięknych i mężczyzn, gnanych instynktem na włóczęgę i męki serca i wspomnień. Jakaś odwieczna, nieskończona tragedja ma tam w górach swoją siedzibę!
Sułtani założyli niegdyś na ziemiach górali swoje plantacje trzciny cukrowej i zmuszali Suss’ów do uprawy roli i zbierania urodzaju. Górale, podobno, często żądali zapłaty za pracę — chrześcijańskiemi niewolnicami. Może one to nadały bladość skórze tych górali? Może one wlały w żyły kobiet dumę i królewski dar miłości i żądzę równości?
Kto docieknie prawdy?
A tymczasem stare księgi opowiadają, że gdy Sułtanowie Saadien wznosili dla siebie panteon w Marrakeszu, wtedy za przywożony z Karrary marmur płacili cukrem, lub niewolnicami — Włoszkami i Hiszpankami, pędzącemi życie śród gór Atlasu...
Jakieś echa brzmią w tych słowach dawnych kronikarzy, budzą się jakieś domysły, wieje jakaś tragiczna, niewypowiedziana poezja...
Z takiemi myślami i wrażeniami powracałem do Marrakeszu po wycieczce w góry, gdzie „wielcy Kaidowie“, ci władcy feudalni, rządzili tragicznymi Sussami, pogardzanymi Draa i najstarszemi szczepami berberyjskiemi, które dały wojowniczych i wspaniałych monarchów całemu Mahrebowi.
Po tej wycieczce spędziliśmy jeszcze dwa dni w Marrakeszu i w wigilję wyjazdu byliśmy zaproszeni do pułkownika Hanotte.
Pułkownik mieszkał w pięknym pałacu arabskim, zbudowanym jednocześnie z Bahia, mniejszym wprawdzie, ale zato bardziej przytulnym.